Zatem Portugalia. Mój ulubiony kraj, który darzę wielkim sentymentem - w szczególności region Algarve, "odpowiednik" naszego Pomorza. Cel: odpocząć, ruszyć się, naładować akumulatory.
Zatem z Lizbony ruszyliśmy autobusem na południe (można lecieć z PL (waw) bezpośrednio do Faro, które jest na południu, ale bilety są najczęściej o wiele droższe - z resztą chciałam jeszcze raz zobaczyć stolicę). Na południu zatrzymaliśmy się w małej, malowniczej miejscowości Tavira.
Po odpoczynku postanowiliśmy trochę się ruszyć. Gdziekolwiek byśmy nie byli, a jesteśmy pozbawieni roweru, to koniecznie musimy go wypożyczyć i wyruszyć w jakąkolwiek trasę. Udało się w Lizbonie, więc stwierdziliśmy, że będąc w na południowym wybrzeżu obowiązkiem jest przejechać się Ecovią.
![]() |
Ecovia
to 214 km trasa rowerowa zaplanowana wzdłuż południowego brzegu
Portugalii. Łączy ona najbardziej wysunięty na pd-zach kraniec Europy -
Cabo de Sao Vincente (przylądek Św. Wincentego) z Villa Real de Santo
Antonio przy granicy z Hiszpanią. Cała trasa marzy mi się do dziś i
można by powiedzieć, że dosyć łatwo można by ją zrobić na spokojnie koło
4 dni. Póki co myślimy nad logistyką rowerowo-bagażową i zostawiamy
sobie całość na wakacje 2012 :) W wakacje 2011 udało nam się zapoznać z
jej fragmentami. Ogólnie trasa przebiega przez tereny różnego typu: od
ruchliwej trasy N125 i N 122, przez mniej ruchliwe uliczki miasteczek,
po ubite gliniasto-piaszczyste ścieżki. Zatem rower miejski odpada i
wybraliśmy wygodne rowery górskie.
Będąc w Tavirze
wypożyczyliśmy rowery, w o dziwo, bardzo dobrym stanie jak na "wspólne
dobro" tego typu. Postanowiliśmy popedałować do granicy z Hiszpanią
korzystając z oznaczonej trasy. Cała idea jest fajna, ale trasa sama w
sobie nie do końca jest dobrze oznakowana. Niestety kilkakrotnie
jechaliśmy na czuja, a do samego punktu "zero" nie dotarliśmy, ale o tym
później. Trasa bezpieczna, pomimo ruchliwych fragmentów, ale tylko
dzięki kulturze jazdy Portugalczyków. U nas niestety by się to nie
sprawdziło. Przykre, ale prawdziwe.
Ze
względu na fakt, że to był tylko wypad rowerowy na jeden dzień nasza
trasa miała wersję "tam i powrót", zatem w sumie wyszło ok. 65 km. Mapa
poniżej.
Poranek w Tavirze. Pogoda na wycieczkę - idealna.
Wyruszyliśmy rano. Pogoda nam sprzyjała, bo było ok. 26 stopni, a niebo
trochę przesłaniały pierzaste chmurki. Nie było pełnego słońca - póki
co.
Zapas
wody, niezbędne rzeczy i w drogę. Pierwszy fragment to saliny w
okolicach Taviry i rezerwat ptaków. Ubity piach i glina. Trochę kamieni
i drewniane kładki nad kanałami.
Kaski nieobowiązkowe. Pan się nawet zdziwił po co nam... zatem cyklistka na wakacjach ;)
Charakterystyczne oznaczenia trasy z mapką i co kryje okolica.
Dalej trasa podobna - pola, ubite polne ścieżki i sady granatów i mango.
Mały przystanek po dojechaniu do oceanu i punktu widokowego.... i dalej w drogę.
Rower męża. Kto by pomyślał, że znajdziemy w wypożyczalni prawie taki sam jak w domu.
Trasa
biegła prosto, ale stwierdziliśmy, że jak już jesteśmy w miejscowości
wypoczynkowej z plażą to trzeba na nią zajrzeć i rozprostować kości.
Odpoczynek na plaży w miejscowości Altura.
Później
w wielkim skrócie asfalt, asfalt i górki. Było trochę błądzenia, ale
dotarliśmy do Castro Marim.Teoretycznie wszystko się zgadzało...
Urocze Castro Marim.
Most
do Hiszpanii. I właśnie do tego miejsca wszystko się zgadzało, bo... w
tamtą stronę były już same trasy szybkiego ruchu. Trochę pobłądziliśmy
znajdując nieliczne oznaczenia, ale dalej pokierowało nas z powrotem do
Castro Marim i ruin zamku. Dalej zakaz ruchu rowerowego itp. jak to na
autostradzie. Trochę się wkurzyliśmy, bo oznaczenia zawiodły nas w punkt
wyjścia. Zatem w pełnym słońcu i jakiś 33 stopniach jak nie więcej
szykowaliśmy się do odwrotu.
Wracając
znaleźliśmy trop. Powinniśmy nie jechać do Castro Marim tylko wjechać
na trasę N122, którą przecinaliśmy. Nie pomyśleliśmy, że Ecovia w tym
miejscu zmienia się z beztroskich ścieżek w ruchliwą trasę z TIRami.
Ruch spory.
Takie miejsca mnie zbytnio stresują, więc moja złość na zgubioną drogę trochę mi minęła, jak to miałaby być ta trasa...
Odpoczynek
w drodze. Zrobiło się słonecznie. Jeszcze przed zachodem słońca
zajechaliśmy o Taviry. Trochę zawiedzeni, ale cali i bezpieczni.
Nasz
fragment trasy, gdzie zaczęliśmy niepotrzebnie jechać na północ. Przy
Sao Bartolomeu powinniśmy pojechać gdzieś prosto trasą szybkiego ruchu
N122, a nie do Casro Marim. Póżniej rzeka niestety odcinała drogę, a na
most, który ją przekraczał był zakaz ruchu rowerowego.
Mały wykresik z przewyższeniami (niebieskie) i prędkością (pomarańczowe) na trasie.
Nie
było płasko. Fragmentami trzeba było się wtoczyć na 100-120 m n.p.m z
poziomu praktycznie 20 i plaży :) Niebieska linia. Ale jak pod górkę to i
z górki, więc można było poczuć wiatr we włosach. (wykres prędkości -
linia pomarańczowa).
Poniżej
mapka, a zatem: dotarliśmy do Castro Marim, a powinniśmy do Villa Real
de Santo Antonio. Tylko, że niestety trzeba by było wjechać na trasę
N122, a to już nas tak bardzo nie kusiło i darowaliśmy sobie. Zmęczeni
wcześniejszym plątaniem się postanowiliśmy wrócić, aby jeszcze zdążyć
przez zmrokiem.
Ale
było super. Suma summarum do powtórzenia, mam nadzieję, jako całość 214
km. W najbliższym czasie na blogu opis drugiego końca Ecovii. Będziemy
padałować z Sagres na sam cypel! Znajdziemy punkt ZERO (km oczywiście).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz