Jak kraje Beneluxu to musi być rowerowo. W Brugii istnieje ponoć najchętniej na świecie fotografowany rowerowy pomnik. Pytanie...ile jest na świecie rowerowych pomników...
Pomnik - fontanna na placu 't Zand, autorstwa rzeźbiarzy Stefaan Depuydt i Livia Canestraro.
Zdjęcie autorstwa mojego męża. Mnie tam niestety nie było.
cycling warsaw
rowerem przez Warszawę i okolice
wtorek, 15 lipca 2014
Ecovia - punkt ZERO - czyli koniec Europy a trasy początek...
Oj, dawno mnie nie było na blogu...Oj, dawno. Wiele się wydarzyło i czas nieco napisać.
Przecież obiecałam ;)
O Ecovia wspominałam już w poprzednim poście. Trasa rowerowa wzdłuż południowej granicy Portugalii. A że owa granica jest granicą naturalną wzdłuż wybrzeża Oceanu Atlantyckiego, to jest co podziwiać i co później wspominać. Tym razem chciałam pokazać Wam jej początek, czyli Cabo Sao Vincente - najdalej wysunięty przylądek lądowej Europy na pd-zach. Bazę mieliśmy w Sagres, więc daleko nie mieliśmy, ale zawsze jakaś przejażdżka.
Rowerowy punkt zero.
A to miałam za plecami...
W oddali Sagres. Droga na przylądek.
Piękny zachód słońca na końcu Europy.
Przydrożny sklep z pamiątkową ceramiką.
Latarnia na końcu Przylądka.
Przecież obiecałam ;)
O Ecovia wspominałam już w poprzednim poście. Trasa rowerowa wzdłuż południowej granicy Portugalii. A że owa granica jest granicą naturalną wzdłuż wybrzeża Oceanu Atlantyckiego, to jest co podziwiać i co później wspominać. Tym razem chciałam pokazać Wam jej początek, czyli Cabo Sao Vincente - najdalej wysunięty przylądek lądowej Europy na pd-zach. Bazę mieliśmy w Sagres, więc daleko nie mieliśmy, ale zawsze jakaś przejażdżka.
Rowerowy punkt zero.
A to miałam za plecami...
W oddali Sagres. Droga na przylądek.
Piękny zachód słońca na końcu Europy.
Przydrożny sklep z pamiątkową ceramiką.
Latarnia na końcu Przylądka.
czwartek, 15 sierpnia 2013
Ecovia, czyli rowerem w Portugalii - fragment
A teraz trochę wspomnień. Po Portugalii, Polsce i Bronholmie w tym roku mieliśmy ruszyć w trasę Berlin-Kopenhaga. Mapy już skompletowane i trasa mniej więcej zaplanowana, ale w obecnych okolicznościach przyrody zostaje mi tylko póki co powspominać i uzupełnić bloga. Miałam nie pisać o wyjazdach zagranicznych, ale doszłam do wniosku, że właściwie trochę wieje tu nudą, a może ktoś kto lubi jeździć na co dzień, to tak jak i my wypożyczy rower w miejscu wakacyjnym, a może które polecam / opisuję, a nie myśląc nawet o inspiracji ;)
Zatem Portugalia. Mój ulubiony kraj, który darzę wielkim sentymentem - w szczególności region Algarve, "odpowiednik" naszego Pomorza. Cel: odpocząć, ruszyć się, naładować akumulatory.
Zatem z Lizbony ruszyliśmy autobusem na południe (można lecieć z PL (waw) bezpośrednio do Faro, które jest na południu, ale bilety są najczęściej o wiele droższe - z resztą chciałam jeszcze raz zobaczyć stolicę). Na południu zatrzymaliśmy się w małej, malowniczej miejscowości Tavira.
Po odpoczynku postanowiliśmy trochę się ruszyć. Gdziekolwiek byśmy nie byli, a jesteśmy pozbawieni roweru, to koniecznie musimy go wypożyczyć i wyruszyć w jakąkolwiek trasę. Udało się w Lizbonie, więc stwierdziliśmy, że będąc w na południowym wybrzeżu obowiązkiem jest przejechać się Ecovią.
Na zdjęciu stacyjka kolejowa w szczerym polu z nazwą właśnie tej
miejscowości - do zabudowań miejscowości o tej samej nazwie jest ok. 6 km
;p - to też nas trochę zmyliło...Mapa znaleziona w internecie z trasą Ecovii - beznadziejna.
Zatem Portugalia. Mój ulubiony kraj, który darzę wielkim sentymentem - w szczególności region Algarve, "odpowiednik" naszego Pomorza. Cel: odpocząć, ruszyć się, naładować akumulatory.
Zatem z Lizbony ruszyliśmy autobusem na południe (można lecieć z PL (waw) bezpośrednio do Faro, które jest na południu, ale bilety są najczęściej o wiele droższe - z resztą chciałam jeszcze raz zobaczyć stolicę). Na południu zatrzymaliśmy się w małej, malowniczej miejscowości Tavira.
Po odpoczynku postanowiliśmy trochę się ruszyć. Gdziekolwiek byśmy nie byli, a jesteśmy pozbawieni roweru, to koniecznie musimy go wypożyczyć i wyruszyć w jakąkolwiek trasę. Udało się w Lizbonie, więc stwierdziliśmy, że będąc w na południowym wybrzeżu obowiązkiem jest przejechać się Ecovią.
![]() |
Ecovia
to 214 km trasa rowerowa zaplanowana wzdłuż południowego brzegu
Portugalii. Łączy ona najbardziej wysunięty na pd-zach kraniec Europy -
Cabo de Sao Vincente (przylądek Św. Wincentego) z Villa Real de Santo
Antonio przy granicy z Hiszpanią. Cała trasa marzy mi się do dziś i
można by powiedzieć, że dosyć łatwo można by ją zrobić na spokojnie koło
4 dni. Póki co myślimy nad logistyką rowerowo-bagażową i zostawiamy
sobie całość na wakacje 2012 :) W wakacje 2011 udało nam się zapoznać z
jej fragmentami. Ogólnie trasa przebiega przez tereny różnego typu: od
ruchliwej trasy N125 i N 122, przez mniej ruchliwe uliczki miasteczek,
po ubite gliniasto-piaszczyste ścieżki. Zatem rower miejski odpada i
wybraliśmy wygodne rowery górskie.
Będąc w Tavirze
wypożyczyliśmy rowery, w o dziwo, bardzo dobrym stanie jak na "wspólne
dobro" tego typu. Postanowiliśmy popedałować do granicy z Hiszpanią
korzystając z oznaczonej trasy. Cała idea jest fajna, ale trasa sama w
sobie nie do końca jest dobrze oznakowana. Niestety kilkakrotnie
jechaliśmy na czuja, a do samego punktu "zero" nie dotarliśmy, ale o tym
później. Trasa bezpieczna, pomimo ruchliwych fragmentów, ale tylko
dzięki kulturze jazdy Portugalczyków. U nas niestety by się to nie
sprawdziło. Przykre, ale prawdziwe.
Ze
względu na fakt, że to był tylko wypad rowerowy na jeden dzień nasza
trasa miała wersję "tam i powrót", zatem w sumie wyszło ok. 65 km. Mapa
poniżej.
Poranek w Tavirze. Pogoda na wycieczkę - idealna.
Wyruszyliśmy rano. Pogoda nam sprzyjała, bo było ok. 26 stopni, a niebo
trochę przesłaniały pierzaste chmurki. Nie było pełnego słońca - póki
co.
Zapas
wody, niezbędne rzeczy i w drogę. Pierwszy fragment to saliny w
okolicach Taviry i rezerwat ptaków. Ubity piach i glina. Trochę kamieni
i drewniane kładki nad kanałami.
Kaski nieobowiązkowe. Pan się nawet zdziwił po co nam... zatem cyklistka na wakacjach ;)
Charakterystyczne oznaczenia trasy z mapką i co kryje okolica.
Dalej trasa podobna - pola, ubite polne ścieżki i sady granatów i mango.
Mały przystanek po dojechaniu do oceanu i punktu widokowego.... i dalej w drogę.
Rower męża. Kto by pomyślał, że znajdziemy w wypożyczalni prawie taki sam jak w domu.
Trasa
biegła prosto, ale stwierdziliśmy, że jak już jesteśmy w miejscowości
wypoczynkowej z plażą to trzeba na nią zajrzeć i rozprostować kości.
Odpoczynek na plaży w miejscowości Altura.
Później
w wielkim skrócie asfalt, asfalt i górki. Było trochę błądzenia, ale
dotarliśmy do Castro Marim.Teoretycznie wszystko się zgadzało...
Urocze Castro Marim.
Most
do Hiszpanii. I właśnie do tego miejsca wszystko się zgadzało, bo... w
tamtą stronę były już same trasy szybkiego ruchu. Trochę pobłądziliśmy
znajdując nieliczne oznaczenia, ale dalej pokierowało nas z powrotem do
Castro Marim i ruin zamku. Dalej zakaz ruchu rowerowego itp. jak to na
autostradzie. Trochę się wkurzyliśmy, bo oznaczenia zawiodły nas w punkt
wyjścia. Zatem w pełnym słońcu i jakiś 33 stopniach jak nie więcej
szykowaliśmy się do odwrotu.
Wracając
znaleźliśmy trop. Powinniśmy nie jechać do Castro Marim tylko wjechać
na trasę N122, którą przecinaliśmy. Nie pomyśleliśmy, że Ecovia w tym
miejscu zmienia się z beztroskich ścieżek w ruchliwą trasę z TIRami.
Ruch spory.
Takie miejsca mnie zbytnio stresują, więc moja złość na zgubioną drogę trochę mi minęła, jak to miałaby być ta trasa...
Odpoczynek
w drodze. Zrobiło się słonecznie. Jeszcze przed zachodem słońca
zajechaliśmy o Taviry. Trochę zawiedzeni, ale cali i bezpieczni.
Nasz
fragment trasy, gdzie zaczęliśmy niepotrzebnie jechać na północ. Przy
Sao Bartolomeu powinniśmy pojechać gdzieś prosto trasą szybkiego ruchu
N122, a nie do Casro Marim. Póżniej rzeka niestety odcinała drogę, a na
most, który ją przekraczał był zakaz ruchu rowerowego.
Mały wykresik z przewyższeniami (niebieskie) i prędkością (pomarańczowe) na trasie.
Nie
było płasko. Fragmentami trzeba było się wtoczyć na 100-120 m n.p.m z
poziomu praktycznie 20 i plaży :) Niebieska linia. Ale jak pod górkę to i
z górki, więc można było poczuć wiatr we włosach. (wykres prędkości -
linia pomarańczowa).
Poniżej
mapka, a zatem: dotarliśmy do Castro Marim, a powinniśmy do Villa Real
de Santo Antonio. Tylko, że niestety trzeba by było wjechać na trasę
N122, a to już nas tak bardzo nie kusiło i darowaliśmy sobie. Zmęczeni
wcześniejszym plątaniem się postanowiliśmy wrócić, aby jeszcze zdążyć
przez zmrokiem.
Ale
było super. Suma summarum do powtórzenia, mam nadzieję, jako całość 214
km. W najbliższym czasie na blogu opis drugiego końca Ecovii. Będziemy
padałować z Sagres na sam cypel! Znajdziemy punkt ZERO (km oczywiście).
poniedziałek, 5 sierpnia 2013
zOrientuj się w Lizbonie... rowerowo :)
Gdzie nie jesteśmy, staramy się wypożyczyć rowery na krótszą lub dłuższą przejażdżkę.
Do Lizbony, generalnie Portugalii ciężko zabrać swój rower, ale na szczęście sieć miejskich wypożyczalni działa bez zarzutu. My większość dzielnic i zakamarków zwiedzaliśmy pieszo, podjeżdżając czasem metrem, czy tradycyjnymi tramwajami wycieczkowymi w starym stylu.Dzielnica Oriente, nad brzegiem Tagu jest na tyle przestrzenna, że polecam ją objechać rowerem.
Oriente to w
latach 90. dzielnica, do której nikt z turystów nie miał zamiaru się
zapuszczać. Stare magazyny, hale przemysłowe i rzeźnie, to krajobraz już
zapomniany i zupełnie odmieniony na Expo 98'. To na Światową Wystawę
upamiętniającą odkrycie szlaku do Indii Oriente zostało przekształcone w
dzielnicę nie do poznania. Park Narodów, dworzec Oriente, centrum
handlowe Vasco Da Gama, Oceanarium to jedne z licznych atrakcji, które
można zobaczyć w tej części miasta.
Po
dojechaniu metrem do dworca kolejowego Oriente przechodzi się na
zewnątrz, skąd można podziwiać cała bryłę budynku. Oto i detale.
Po przejściu przez ulicę trafiamy do centrum handlowego, przez które możemy dostać się do Parku Narodów (Parque das Nacoes). Przechodząc galerię warto spojrzeć w górę na ciekawy dach, po którym spływa cały czas woda. Fajne wrażenie - jak pod wodospadem :) Po drugiej stronie zaczyna się "park", nad którymi górują dwa budynki niczym żaglowce.
Drewnianymi pomostami idziemy do Oceanarium. Nad naszymi głowami cichutko przemierza kolejka gondolowa (Teleferico), którą można przejechać z Oceanarium, wzdłuż brzegu do Wieży Vasco da Gamma (145 m). A oto i budynek Oceanarium.
Teleferico
- kolejka linowa, z której można rozejrzeć się po okolicy. W oddali
widać wieżę Vasco da Gamma i piękny most, także Vasco da Gamma (17, 2
km, w tym 11 km nad lustrem wody). Za mostem, gdzie pojechaliśmy już
wypożyczonymi rowerami znajduje się rezerwat ptaków, gdzie zobaczyliśmy
m. in. flamingi brodzące w Tagu po odpływie.
Urocze paseczki. Fajne ławeczki.
Deptak w stronę Oceanarium.
A
to już w samym środku Oceanarium. Myślałam, że po wizycie w Barcelonie,
żadne inne miejsce mnie nie zachwyci. A jednak - lizbońskie Oceanarium
jest chyba najfajniejsze - najlepiej przemyślane i zorganizowane. W
samym centrum znajduje się olbrzymi, na 2 piętra, zbiornik centralny,
który można podziwiać przy dnie będąc na parterze lub parę metrów pod
powierzchnią będąc na poziomie wyżej. Wokół zbiornika wytyczona jest
ścieżka na poziomie 1 i 2, gdzie znajdują się inne oceany. Na parterze
podziwiamy, to co pod wodą, a na piętrze, to co na brzegu.
I tak wędrujemy od oceanu Indyjskiego, przez Atlantyk i Ziemię Ognistą na szerokie wody oceanu Spokojnego.
Zbiornik centralny.
Po chłodzie Oceanarium, czas na drugie chłodzenie pod wodospadem "fontanny" :)
Po
wizycie w Oceanarium idziemy przez Jardins Garcia de Orta i Jardim da
Agua, aby podziwiać piękną roślinność, fontanny i aby coś zjeść :) Wśród
zielonych zakątków parku znajduje się bowiem zagłębie restauracji.
Po
wizycie w parku i napełnieniu brzuchów wypożyczyliśmy rowery i
pojechaliśmy do rezerwatu ptaków. Akurat był odpływ, zatem najlepszy
czas, aby jakieś skrzydlate zobaczyć, bo to ich czas obiadowania :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)